Motto: Jeszcze jedna
PIRAMIDA na terenie Pomorza!
Miałam 35 lat gdy rozpoczęłam
samodzielne badania kamiennych kręgów, ale jednocześnie powoli odkrywałam
niesamowitą tajemnicę ŚWIĘTEJ GÓRY w Gdyni, czyli zasypanej piramidy z
Pierwszej Cywilizacji, a żyjemy w Czwartej Cywilizacji. Wyruszając przed laty
na „wyprawę poszukiwawczo – badawczą” w nieznaną dla mnie dziedzinę, najpierw
zbierałam wszelkie informacje, co pozwoliło mi rozpoznać czym naprawdę są
kamienne kręgi, co kryją gdyńskie wzgórza oraz całe Pomorze. To co odkrywałam
było sprzeczne z TEORIAMI i HIPOTEZAMI naukowymi oraz oficjalną historią Polski
i Europy. Wszystko się mieszało – zacofana historia z archeologią z moimi
dziwnymi wizjami oraz poszukiwaniami i odkryciami. Długo nie mogłam z tego błędnego
koła wyjść, aż do czasu gdy zaczęłam odrzucać wszystko czego się uczyłam w
szkole, a to co pozostało było niezwykłe, lecz wymagało badań
interdyscyplinarnego zespołu. Gdy odważyłam się o tym mówić i pisać cała sprawa
wzbudziła kontrowersje i wielkie awantury. Byłam atakowana i ośmieszana przez
wszystkich, w tym przez psychotroników, którzy do mnie się zgłaszali. Okazało
się, że chcieli wszystko wiedzieć, ale nie po to, aby to badać i współpracować,
ale aby wykorzystać to dla własnych celów i korzyści, a w rezultacie ośmieszać
moje badania i odkrycia. Musiałam odciąć się od wszystkich, aby nie dać się
zmanipulować, bo o współpracy z nimi nie było mowy. Mówienie o tym co odkrywałam
w kamiennych kręgach oraz we wzgórzach Gdyni oznaczało, że „wszystko widzący i
wiedzący” psychotronicy ośmieszą to tak samo jak naukowcy broniący swoich zacofanych
TEORI i HIPOTEZ. Czym są teorie i hipotezy doskonale wiecie, a jeżeli nie, to
odsyłam do Internetu.
Po napisaniu i wydaniu pierwszej
książki w 1998 roku zat. „Z pamiętnika jasnowidzącej … Tajemnice kamiennych
kręgów” zgłosiło się do mnie bardzo dużo ludzi z całej Polski i z zagranicy.
Najwięcej było psychotroników, którzy chcieli
badać kamienne kręgi. Gdy z nimi rozmawiałam sprawiali wrażenie inteligentnych
ludźmi, a przy tym byli psychotronikami, czyli wrażliwymi ludźmi! (Okazało się,
że w czasie tych lat z badań najlepiej im wychodzą koncerty gongów tybetański i
idiotyczne obrzędy i rytuały w kamiennych kręgach.)
Tak poznałam Izę J. i Tomasza G.
z Krakowa. Zaprosili mnie do Krakowa i wyjechaliśmy na tygodniową wyprawę po
Małopolsce. Kilka miesięcy później przyjechali do mnie do Gdyni, aby w czasie
tygodnia zwiedzić Kaszuby i kamienne kręgi, które badałam w tym czasie.
Był maj 2000 rok… Pojechaliśmy do
kamiennych kręgów w Odrach i Węsiorach, a następnie wybraliśmy się do Grzybnicy
k/Koszalina. Przy okazji mieliśmy odwiedzić znajomą zainteresowaną moimi
badaniami - panią Elżbietę S. Mieliśmy wspólnie zwiedzić jej okolicę oraz kamienne
kręgi w Grzybnicy. Postanowiliśmy pojechać okrężną drogą przez Łebę, gdyż Iza i
Tomek chcieli zobaczyć pustynię w Łebie. Przebywaliśmy kilka godzin na wydmach
brnąc w miałkim piasku pustyni nad Morzem Bałtyckim
Wyjeżdżając z Łeby do Koszalina
uzgodniliśmy, że gdzieś na trasie zjemy obiad. Mijaliśmy wioskę rybacką nad
jeziorom Łebsko, gdy Iza na zakręcie zobaczyła szyld - „Zajazd pod diabelskim
kamieniem”.
– To coś dla Zosi. Tutaj zjemy obiad, a potem
zobaczymy ten „diabelski kamień”.
Czytali moje artykuły w magazynie
„Czas UFO” stąd wiedzieli, że badam również tzw. „diabelskie i święte
kamienie”. Córka właścicieli zajazdu zaprowadziła nas do „diabelskiego
kamienia” i mimochodem wspomniała o kamiennej wyspie na jeziorze oraz związanej
z tym miejscem legendzie. Zaintrygowała nas ta historia, ale jak tam się
dostać? Dziewczyna powiedziała, że zna chłopaka, który ma małą żaglówkę i może
nas tam zawieźć. Poszła po niego, a my w tym czasie badaliśmy wielki głaz leżący
w szuwarach nad brzegiem jeziora.
Kamień był duży, w kształcie
spłaszczonego trójkąta, w środku był wyższy - ok. 1m i ok. 4 m szerokości. Na
jednej trzeciej długości kamienia było duże pęknięcie. Na jego środku była
zamocowana kotwica z metalową długą rurą. Na kamieniu były widoczne różne
znaki, które wymagały analizy i czasu. Sprawdziliśmy częstotliwość
promieniowania, czyli kolor w widmie światła białego oraz wir. Wir był prawy
(blokujący), a kolor śliwkowy. W jednym miejscu wyczuwałam wyraźne impulsy, co
oni również potwierdzili. Z moich badań tego typu kamieni oraz kamiennych
kręgów wiedziałam, że jest tam dużej mocy implant. Kamień należał do tzw.
„sieci diabelskich kamieni” wg. planu dr Jana Pająka.
Nie było czasu na dalsze badania,
gdyż ścieżką z góry nadchodziła dziewczyna z chłopakiem. Przedstawił się i
zaoferował nam przejazd swoją żaglówką do kamiennej wyspy na środku jeziora.
Opowiedział nam legendę o zaklętym zamku, po którym pozostała kupa kamieni.
Zainteresowało nas to i chcieliśmy zobaczyć te kamienie, ale ponieważ
śpieszyliśmy się do Koszalina, więc umówiliśmy się następnego dnia przy drewnianym pomoście o
godz. 15.00.
Przyjechaliśmy przed czasem,
chłopak czekał na pomoście, przy którym
cumowała mała żaglóweczka. Obok stał starszy mężczyzna i bacznie się nam
przyglądał. Tomek z Izą od razu weszli do łodzi, ale ja długo patrzyłam na
spokojne jezioro, na odległe białe wzgórz Pustyni Łebskiej, a potem na małą
łódź.
- Wsiądę jak dostanę 5 kapoków –
powiedziałam z powagą.
Wszyscy ryknęli śmiechem, a
najgłośniej śmiał się 19-letni kapitan.
- A po co pani 5 kapoków? –
zapytał ze śmiechem rozglądając się wokoło jakby szukał ukrytych pasażerów.
- Dla mnie – odpowiedziałam z
całą powagą, ale z nutą humoru, bo przecież wszyscy wiedzieliśmy, że nie
założyłabym pięciu kapoków! Chciałam w ten sposób pokazać, że czuję poważne
zagrożenie. Mój brat utonął więc w
tajemnicy przed matką uczyłam się pływać na basenie „ARKI” w Gdyni. Ale co
innego basen, a co innego wielkie wzburzone jezioro o średnicy kilku
kilometrów!
- Nie umiem dobrze pływać, a to
jezioro jest niebezpieczne. Dno jeziora jest na 2 -3 m w głąb muliste od piasku
z wydm i każdy kto wpadnie nawet na brzegu nie wyjdzie o własnych siłach. Czy
nie słyszał pan o tym, że tutaj przed laty przy brzegu utonęło 17 harcerek?
Przy kościele widzieliśmy dwie tablice z ich nazwiskami!
Wszyscy spoważnieli, a młody kapitan
poszedł do pobliskiej szopy i przyniósł 3 kapoki. Bez słowa podał mi
największy. Zapytałam - jak długo potrwa nasza wyprawa? Czy mamy zabrać wodę i
prowiant? Młody kapitan odpowiedział: Przy
dobrym wietrze wrócimy za ok. 45 minut. Wsiadłam z dziwnym oporem, a on
natychmiast podniósł żagiel i ruszyliśmy z lekkim wiatrem do oddalonej ok. 2-3
km kamiennej wyspy na środku jeziora. Pokazał nam gdzie nad brzegiem jeziora
znajdują się obozy – od wschodu obóz botaników, a od zachodu baza płetwonurków.
Na północy było Morze Bałtyckie połączone z jeziorem rzeką. Opowiadał nam o
jeziorze różne ciekawostki. Dopłynęliśmy do kamiennej wyspy na której siedziały
czarne ptaszyska – kormorany oraz białe mewy. Była to dla nich wymarzona
przystań. Najbardziej zaskoczyło mnie
to, że wszystkie kamienie, które wystawały ok. 2 metry ponad lustro wody były
czarne. Mógł to być ich naturalny kolor lub z powodu wodorostów, które je od
setek lat pokrywały. Zwróciłam im na to
uwagę i okrążając kamienną wyspę wypatrywaliśmy jasnych kamieni. Szerokość
kamiennej wyspy ma chyba ok. 20 metrów. Nasz młody kapitan mówił, że w czasie
sztormów woda zalewa kamienną wyspę, która staje się wówczas niewidoczna i przez
to niebezpieczna dla żeglarzy.
Żagiel łopotał na wietrze, gdy okrążaliśmy
wyspę trzy razy, Tomek robił zdjęcia, a gdy mieliśmy dość wrażeń ruszyliśmy z
powrotem do brzegu. Byliśmy może w odległości ok. 100 metrów od wyspy gdy nagle
jakby ktoś pstryknął palcami, wiatr ucichł i staliśmy na środku jeziora na
gładkiej zielonkawej tafli jeziora. Okazało się, że na łodzi nie ma wioseł więc
mogliśmy tylko czekać na wiatr, który nie wiadomo kiedy zawieje! Żar lał się z
nieba, a my bez kropli wody do picia, bo przecież wyprawa miała trwać 45 minut.
Co tu robić? Dlaczego musimy akurat w tym miejscu stać?!
Zastanawiałam się co jest pod
nami? Iza i Tomek byli psychotronikami więc zadałam im to pytanie i prosiłam
aby sprawdzili co tam jest. Kilka minut trwali w milczeniu. Powiedzieli, że coś
jest pod dnem jeziora, chyba jakaś baza…
- Czyja baza? – zapytałam.
Nie wiedzieli czyja, ale coś nas
tu trzyma.
- Tu jest baza kosmiczna
szaraków. Coś nam szykują… - powiedziałam w zamyśleniu.
Rozmawialiśmy o tym chwilę, ale
oni, w przeciwieństwie do mnie, nie bardzo tym się zainteresowali. Świadomość tego co tam jest wzbudziła we mnie czujność.
Ale było tam coś jeszcze…
- Wiecie co tam jest...?
Piramida…
Sama byłam zdumiona i nie
wiedziałam co o tym myśleć. (Było to blisko 17 lat temu!) Tomek patrzył na mnie
ze śmiechem i grymasem na ustach, jakby chciał powiedzieć: głupoty gadasz!
– Eee… to niemożliwe! – skwitowała to Iza.
Nie rozmawialiśmy już na ten
temat i siedzieliśmy w milczeniu znużeni upałem. Ja rozglądałam się i
zastanawiałam się czy są tam jakieś inne bazy OBCYCH. Wyszło mi że tak… Co knują szaraki i inne gadziny? Zastanawiałam
się wówczas, czy te kamienie mają implanty, tak jak tzw. „diabelskie lub święte
kamienie”? Tak minęło ok. 1,5 godziny…
Młody kapitan przysłuchiwał się naszym
rozmowom, ale potem znudzony bezruchem nagle wstał, wyrzucił linę za burtę i
nagle bez uprzedzenia wskoczył do wody. Pływał ok. 10 minut i już dosięgał liny
za burtą, aby podciągnąć się do łodzi, gdy nagle zerwał się wiatr, żagiel wydął
się jak balon i pomknęliśmy jak sto koni!
W czasie minuty byliśmy ok. 100 metrów dalej, fale zrobiły się groźne, a
głowa chłopaka była już ledwie widoczna.
Łódź mknęła z zawrotna
prędkością, a my nadal siedzieliśmy w osłupieniu. Zobaczyłam ich blade twarze
wpatrzone we mnie, tak jakby czekali na to, że ja coś zrobię. Nikt z nas nie
był żeglarzem i nie potrafiliśmy pływać tak jak ten chłopak. Nie przepłyniemy
2-3 km wśród wzburzonych fal. Były małe szanse, że dotrzemy do brzegu bez
wywrotki łodzi. Obok nas leżały wyśmiane kapoki, które nagle okazały się bardzo
ważne i potrzebne. Tylko kto nas wyłowi i co z chłopakiem? W sytuacji
śmiertelnego zagrożenia czułam spokój i opanowanie…
Rozejrzałam się po jeziorze i
oceniłam sytuację. W czasie kilku sekund analizowałam naszą sytuację i
zastanawiałam się co możemy zrobić? Oni patrzyli na mnie jakby czekali na to co
powiem i jak się zachowam.
- Musimy wrócić po chłopaka, bo on
się utopi, a my sami bez niego nie damy rady dopłynąć tą łodzią. Czy ktoś z was
wie jak to się hamuje? (Mówiąc to przebierałam nogami jakbym hamowała w
samochodzie!)
- Trzeba zdjąć żagiel – odpowiedział Tomek.
- A jak zdjąć tą szmatę?!
Tomek badawczo patrzył na maszt,
po chwili odwiązał jakąś linę i żagiel spadł na pokład. Żaglówka gwałtownie
wyhamowała niebezpiecznie kołysząc się na wzburzonych falach.
- A teraz zawracamy po niego.
Tomek skręć tą wajchę z tyłu!
- A w którą stronę skręcić? –
zapytał.
- Wszystko jedno!
- Ale w którą stronę mam skręcić?!
– zapytał ponownie.
Popatrzyłam na niego zdziwiona i
nagle zdałam sobie sprawę, że on uznał mnie za dowódcę w tej krytycznej
sytuacji i czekał na precyzyjne polecenia. Iza w czasie tych kilku minut
rozpaczliwej akcji nie powiedziała ani
słowa.
- No dobra, skręcaj w prawo! Kieruj tak, aby podpłynąć jak
najbliżej chłopaka, będziemy krążyć wokół niego, a ja jemu rzucę linę.
Żaglówka zawracała, a my
wypatrywaliśmy jego głowy pośród fal. Zobaczył nas, zrozumiał co chcemy zrobić i pokiwał ręką. Gdy się
zbliżyliśmy wstałam, podniosłam zwiniętą linę leżącą na pokładzie i wyrzuciłam
ją w stronę chłopaka. Nie złapał jej, gdyż byliśmy za daleko, więc jeszcze raz
go okrążyliśmy, a ja w tym czasie szybko zwijałam linę. Gdy był blisko
wyrzuciłam ją ponownie, zdążył ją złapać, szybko podciągał się do łodzi i
zwinnie wskoczył na pokład. Stał chwilę patrząc przed siebie, blady i w szoku.
– Dziękuję że mnie nie zostawiliście – powiedział
nie patrząc na nas.
Podszedł do masztu, podniósł żagiel, a potem sterował
żaglem po prostu po mistrzowsku! Musiał myśleć o tym co się zdarzyło, gdyż po
długiej chwili patrząc na nas powiedział:
- Ja tutaj nie raz z kolegami
skakałem z łodzi i pływaliśmy, a za łodzią ciągnęła się lina, której się
trzymaliśmy aby wejść na pokład. Nigdy nie zdarzyła nam się taka sytuacja.
Patrzył na mnie i widać było na
jego twarzy wstyd i zażenowanie, gdyż wiedział, że nie umiemy sterować łodzią i
nie umiemy pływać, ale poradziliśmy sobie i to my go ratowaliśmy. Wiedział, że
to ja domagałam się pięciu kapoków, a oni
śmieli się ze mnie…
Wiał silny wiatr, była duża fala
- „czwórka”, a on kierował tak, że płynęliśmy na grzbietach fal „slalomem
gigantem” w ciszy i skupieniu. Była coraz większa bryza i byliśmy mokrzy, ale
nam to nie przeszkadzało, bo szczęśliwie wracaliśmy do brzegu. Po mistrzowsku
zacumował przy pomoście, na którym czekał ten sam starszy mężczyzna, ale młody
kapitan zanim wstał odwrócił się do nas i z powagą powiedział:
- Dziękuję, że mnie nie
zostawiliście. Mam prośbę, nie mówcie kierownikowi co zrobiłem, bo straciłbym
licencję. (Wiedział, że mógł tam utonąć! Zrozumiał, na co nas naraził, ale co
powiedział kierownikowi możemy się tylko domyśleć! Jakaś „blondynka” wypadła za burtę! Ja wówczas
byłam brunetką. Teraz już mocno posiwiałam, bo czas i życie pędzi jak łódź z
wydętym żaglem na wzburzonym jeziorze…)
Odpowiedzieliśmy jemu, że nic nie powiemy.
- A co tam się stało na jeziorze?
– z powagą zapytał kierownik, gdy wysiadaliśmy z łodzi.
Nic nie odpowiedzieliśmy. Chłopak
był bardzo młody, mógł być moim synem i dużo musiał się jeszcze nauczyć. Wybierał
się na studia do Akademii Morskiej. Podziękowaliśmy za wycieczkę i pożegnaliśmy
się z nimi.
Tego dnia mieliśmy dość wrażeń… Wsiedliśmy
do samochodu i spragnieni najpierw napiliśmy się wody, a potem w ciszy
ruszyliśmy w kierunku Gdyni. Dopiero za Lęborkiem zaczęliśmy rozmawiać o tym co
tam się zdarzyło. Zdaliśmy sobie sprawę jak niewiele brakowało, abyśmy wszyscy
zginęli. I nieważne było, że żagiel nazwałam szmatą, bo w tym momencie to nie
było ważne, gdyż oni i tak zrozumieli co miałam na myśli. Wspominając to
później śmieliśmy się wszyscy….
WNIOSKI
To co się zdarzyło na jeziorze zainteresowało
kierownika, który jak się okazało cały czas obserwował nas z pomostu.
Prawdopodobnie również obserwowali nas płetwonurkowie oraz botanicy, których
widzieliśmy na brzegu jeziora. Nasza żaglówka była jedyną, który wtedy była na
jeziorze. Sądzę, że oni wiedzieli o anomaliach na jeziorze i o wielu
historiach, jak również o tragediach, które tutaj się zdarzały. Nie mogliśmy o
tym porozmawiać z kierownikiem, gdyż obiecaliśmy to młodemu kapitanowi. To, że
wyszliśmy z tego cało, to cud, bo w takich sytuacjach zdarzało się, że
doświadczeni żeglarze ginęli, a co dopiero tacy amatorzy jak my. Widocznie
mieliśmy przeżyć, zapamiętać oraz coś zrozumieć. Co zrozumieli Iza i Tomek z
tej dziwnej „przygody”? Nic nie zrozumieli! Zapomnieli o mnie i o moich
badaniach…
Co ja zrozumiałam?
Silne wrażenia i realne
zagrożenie życia nie pozwalało mi o tym zapomnieć. Dzisiaj wiem, że w jeziorze Gardno jest piramida, zasypana piaskiem pustyni i zalana wodami jeziora, jako
artefakt z poprzednich cywilizacji, ale OBCY strzegą tej tajemnicy… To co się tam
zdarzyło, było dla mnie ostrzeżeniem i wskazówką.
Cyt. „Najbardziej zaskoczyło mnie
to, że wszystkie kamienie, które wystawały ok. 2 metry ponad lustro wody były
czarne. Mogły mieć taki naturalny kolor lub były pokryte wodorostami i mszakami.
Oglądałam je dokładnie aby znaleźć jakiś jasny kamień. Szerokość kamiennej
wyspy ma chyba ok. 20 metrów. Nasz młody kapitan mówił, że w czasie sztormów
woda zalewała kamienną wyspę, która staje się niewidoczna i przez to niebezpieczna
dla żeglarzy.”
Jeżeli kamienna wyspa wystawała
ok. 2 lub więcej metrów z wody to ile metrów sięgała w głąb jeziora? Jezioro
jest płytkie - średnia głębokość 2,6 m. Jaka jest głębokość jeziora przy
kamiennej wyspie tego nie wiem, ale załóżmy że 2 m. To daje ok. 4 m wysokości
kamiennej konstrukcji. Dno jest pokryte
piaskiem zwiewanym z wydm miejscami do ok. 3 m. Dodajmy + 3m = ok. 7m.
Tyle wystaje kamienna wyspa z dna jeziora. Czy jest możliwe, że jest dużo
większa i ma kilkadziesiąt metrów lub nawet kilkaset metrów wysokości? Jak
najbardziej… lecz ja tym nigdy nie będę się zajmować. Tym muszą zająć się
płetwonurkowie oraz geolodzy, którzy pobiorą próbki z kamieni i je zbadają.
Fizycy muszą zbadać pole magnetyczne i inne sprawy wokół kamiennej wyspy.
Trzeba prześwietlić dno jeziora i zobaczyć co tam jest…
Wokół kamiennej wyspy jest pas
anomalii, który powoduje, że nagle staje się cisza. W naszym przypadku dziwnym
zbiegiem okoliczności wyglądało to tak, jakby ktoś czekał, aż któreś z nas
wyskoczy z łodzi, aby się ochłodzić i gdy miał już złapać linę i wejść na
pokład nagle powiał gwałtowny wiatr, łódź się rozpędziła i z niesamowitą prędkością
oddalała się od tego miejsca, a osoba pływająca pozostała na wzburzonym jeziorze,
gdzie dno jest muliste. Gdyby ten chłopak tam utonął, to mulisty piasek
pochłonął by ciało jak bagno. Nie dość złośliwości „natury” albo raczej szarych
ufoludków! My siedząc na pędzącej łodzi, nie znając się na sterowaniu żaglówki,
wiedzieliśmy, że bez sternika nie dopłyniemy do brzegu bez wywrotki. Nie umieliśmy pływać na tyle, aby pokonać
taką odległość na wzburzonym jeziorze. Jedynym ratunkiem były wyśmiane kapoki…
W sytuacji śmiertelnego zagrożenia
czułam spokój i opanowanie. Iza i Tomek patrzyli na mnie i widzieli że jestem
spokojna, dlatego wyszliśmy z tej „przygody” cało.
Co nam pokazała kamienne wyspa?
Była to lekcja pokory i myślenia
o tym co kryje ta legendarna kamienna wyspa. Legendy są ważną wskazówką, ale
najważniejsze są badania. Żyjemy w XXI wieku, a nie w Średniowieczu i trzeba to
badać współczesnymi metodami. Jeżeli jest tam bazaltowa piramida, to ona działa…
Iza i Tomek nie zrozumieli, że to była ważna
lekcja i wskazówka dla nas… Oni to zlekceważyli, ale ja to zapamiętałam i
dlatego teraz o tym piszę, gdyż ma to doniosłe znaczenie. Ma to związek z
BAZALTOWĄ PIRAMIDĄ W GDYNI i tylko w tym kontekście można zrozumieć czym jest
kamienna wyspa w jeziorze Łebsko. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, bo
bazaltową piramidą zajęłam się kilka lat później, po nagłośnieniu sprawy
zasypanej piramidy w Świętej Górze w Gdyni.
Czym jest BAZALTOWA PIRAMIDA w Gdyni?
Pisałam na ten temat obszerny artykuł…
http://wszechocean.blogspot.com/2016/02/bazaltowa-piramida-w-gdyni-jaka-bedzie.html
http://wszechocean.blogspot.com/2016/02/bazaltowa-piramida-w-gdyni-2.html
http://wszechocean.blogspot.com/2016/02/podsumowanie-rozwoj-wokien-bazaltowych.html
oraz
Cz.1
https://www.facebook.com/notes/eleonora-zofia-piepi%C3%B3rka/bazaltowa-piramida-w-gdyni-jaka-b%C4%99dzie-przysz%C5%82o%C5%9B%C4%87-cywilizacji-cz1/1308422422516960
Cz.2
https://www.facebook.com/notes/eleonora-zofia-piepi%C3%B3rka/bazaltowa-piramida-w-gdyni-jaka-b%C4%99dzie-przysz%C5%82o%C5%9B%C4%87-cywilizacji-cz2/1308433985849137
FRAGMENTY - „CZARNA PIRAMIDA
w Gdyni!
„Ta piramida to zaledwie „czubek
góry lodowej”! Wiem, że na Ziemi jest ich dużo więcej i są ustawione w
strategicznych miejscach, ale od czegoś trzeba zacząć. Naukowcy zaczynają swoje
badania od hipotez i TEORII, które są podstawą do poszukiwań, badań i analiz.
Ja zaczynam od opisu wizji i snów, które traktuję jako moje TEORIE, gdyż są
inspiracją do myślenia, poszukiwań, badań i analiz. Pierwsze wizje i sny
dotyczące czarnej piramidy były dziewięć lat temu (2007 rok) i powtarzały się,
a to oznaczało, że jest to bardzo ważna sprawa i miałam się na tym skupić. Opis wizji w linkach powyżej.
„….Przeanalizuję pierwszą cześć
wizji gdyż jest najważniejsza.
„Patrzyłam z dużej wysokości na
coś co przypominało małą czarną bryłę lub skałę połyskującą w blasku słońca.
Zastanawiałam się co to jest?” Perspektywa z jakiej patrzyłam
symbolizuje odległy czas w zamierzchłej przeszłości cywilizacji. Wiem, że
żyjemy w Czwartej Cywilizacji, a więc odległa perspektywa wskazuje na Pierwszą
– najstarszą cywilizację CZŁOWIEKA. Kolejne zbliżenia wskazują następne
cywilizacje. To na co patrzyłam wydawało się bardzo odległe, małe i przypominało bryłę czarnego węgla lub czarny kamień.
„Obraz się zbliżył i zobaczyłam geometryczny
zarys przypominający małą czarną piramidę stojącą na jasnej pustyni. Gdy się
jej przyglądałam była aksamitnie czarna i błyszcząca jakby była pokryta jakąś
błyszczącą okładziną.”
W wizji znowu pojawia się
zbliżenie czyli czas kolejnej cywilizacji. Piramida w wizji stała na pustyni
tak jak piramida w Gizie. W naszej cywilizacji na tym terenie (GDYNIA) nie ma
pustyni, jest Morze Bałtyckie, które wg geologów powstało 6 tysięcy lat temu, a
Gdynia jest pełna wzgórz. Czy oznacza to iż zanim powstało morze na tych
terenach była pustynia oraz była inteligentna cywilizacja, która zbudowała tę
czarną piramidę? Ale w jakim celu? No chyba nie jako grobowiec lub świątynię -
jak chcą naukowcy?!
… Kolejna cywilizacja… „Obraz się
przybliżył i zobaczyłam ją z bliska. Stałam u jej podstawy. Jej kształt
przypominał piramidę Cheopsa w Egipcie, ale ta w wizji była z czarnych, dużych
bloków i miałam wrażenie, że jest dużo wyższa. Zrobiła na mnie niesamowicie
wrażenie, gdyż w rzeczywistości nigdy nie widziałam czarnej piramidy. Długo na
nią patrzyłam tak jakbym miała dobrze zapamiętać każdy szczegół. W wizji
przyglądałam się z bliska czarnym blokom skalnym. Wszystkie były duże, prostokątne
i doskonale dopasowane. Żaden czarny blok nie był uszkodzony (tak jak to jest w
przypadku Wielkiej Piramidy). Czubek piramidy był wyraźnie widoczny, ale czarna
piramida była bez okładziny z płyt.” Oznacza to, że była to już kolejna
cywilizacja na tym terenie, która przeminęła, a ja w wizji stałam u jej
podstawy, tak jak miliony ludzi stoi z podziwem patrząc na Wielką Piramidę w
Gizie. W rzeczywistości czarnej piramidy nikt nie widział, bo została zasypana
i zalana w czasie ostatniego kataklizmu
na naszym terenie.
… Analizując wizję czarnej
piramidy dochodzę do istoty sprawy.
„Kolor i struktura bloków przypominała czarny wulkaniczny bazalt.
Pomyślałam - skąd budowniczowie wzięli takie ilości bazaltu?! Gdy obraz się
zbliżył, zobaczyłam, że wszystkie bloki były porowate jak pumeks. Co to
właściwie jest?! Jak oni to zrobili? Miałam wrażenie jakby ta piramida stała
tutaj zapomniana od tysięcy lat. Ale gdzie ona jest?”
… W świetle tych informacji
Czarna Bazaltowa Piramida jest niezniszczalna. Czy w zamyśle budowniczych miała
przetrwać wszelkie kataklizmy, aż do naszych czasów? Co ukrywa i skutecznie
izoluje CZARNA PIRAMIDA? Jest bezcenna… To wynika z wizji.”
Petrogeolog dr F. Zalewski z Krakowa
Jest jedynym specjalistą od
piramid w Polsce. W czerwcu 2016 roku podczas wykładu w Gdańsku wyjaśniał w jaki
sposób badał piramidy w Gizie i jak długo bronił swojej pracy doktorskiej na
AGH. Swoją wieloletnią pracą udowodnił, że piramida w Gizie została zbudowana
przez wysoko rozwinięte technicznie cywilizacje, a nie przez prymitywne
cywilizacje - jak chcą egiptolodzy! Za te badania jest znienawidzony w
środowisku naukowym, gdyż obala dotychczasowe TEORIE i HIPOTEZY NAUKOWE o
prehistorii Ziemi i ludzi.
„Piramidy pod mikroskopem - geolog dr Franc Zalewski wykład w GDAŃSKU
Około 13 000 lat temu w Gdyni...
Fragmenty z wywiadu…
https://lukaszkulak92.wordpress.com/2015/12/12/zaawansowana-cywilizacja-z-krakowa/
cyt. „Pan Jan po wieloletnich badaniach w różnych miejscach świata m.in.: na kontynencie europejskim, afrykańskim i amerykańskim doszedł do wniosku, że w czasach prehistorycznych na Ziemi istniała globalna cywilizacja, którą ostatecznie unicestwiła katastrofa na skalę kosmiczną ok. 13 000 lat temu (dokładnie wg. geologa 12 760 lat temu, młodszy dryas). Chcąc dowiedzieć się nieco więcej zapytałem, co właściwie przemawia za prehistoryczną, globalną katastrofą?
cyt. „Pan Jan po wieloletnich badaniach w różnych miejscach świata m.in.: na kontynencie europejskim, afrykańskim i amerykańskim doszedł do wniosku, że w czasach prehistorycznych na Ziemi istniała globalna cywilizacja, którą ostatecznie unicestwiła katastrofa na skalę kosmiczną ok. 13 000 lat temu (dokładnie wg. geologa 12 760 lat temu, młodszy dryas). Chcąc dowiedzieć się nieco więcej zapytałem, co właściwie przemawia za prehistoryczną, globalną katastrofą?
- Wszystko. Katastrofa to ślady
zapisane geologicznie. Rozpocząłem swoje badania w Egipcie i kontynuowałem je
dalej w Polsce i Stanach Zjednoczonych. Identyczna kwestia dotyczy znaków
istnienia zaawansowanych cywilizacji w prehistorii, które możemy odnaleźć nawet
w Polsce.
– Rozumiem, że katastrofa miała
charakter globalny?
– Oczywiście. Sądząc po śladach,
które odnalazłem w 2003, 2004, 2005 i 2006. Po wielu latach pracy w 2010 roku
Amerykanie odnaleźli ślady katastrofy na terenie USA w Karolinie Północnej,
gdzie znajduje się pole kraterów meteorytowych, które datowali na 12 800 lat.
Od 3 – 5 lat na całym świecie zaczęła się pojawiać ta data na konferencjach
naukowych, choć nigdy wcześniej nikt nie wspominał o tak katastrofalnym
wydarzeniu na skalę globalną w tym czasie. Kiedy pojechałem na konferencję młodych
egiptologów i powiedziałem, że
kataklizm miał miejsce ok. 13 000 lat temu, to od tamtej pory nikt nie
przyjmuje moich referatów. Chodzi o to, że nikt nie chce o tym słyszeć,
ponieważ to podważa wszystkie badania. Dowodów naukowych potwierdzających katastrofę
nie da się nigdzie opublikować. Jednak od pewnego czasu ludzie zaczęli
dostrzegać, że jednak coś w tym wszystkim jest. Amerykanie potwierdzili moje
przypuszczenia dotyczące kataklizmu i próbowali opublikować swoje badania w
2009 roku w „Science”. Okazało się, że sztuka ta jest niemożliwa. Wobec tego
spróbowali swoich sił w rosyjskim czasopiśmie naukowym i odtąd wszyscy zaczęli
datować, że katastrofa wydarzyła się 10, 12 tysięcy lat temu. Ja mówię
konkretnie: katastrofa ta, wydarzyła się 12 760 lat temu, wiosną.
– Jeżeli zdawał sobie Pan sprawę z podejścia
akademickich naukowców do tych tematów, co skłoniło Pana, by pozostać przy
swoim?
– Ponieważ to są rzeczy
oczywiste, których nie da się inaczej interpretować. Ja się tego nie boję.
Męczyłem się tak jak inni ludzie, byłem różnie nazywany. Dlatego zajmuję się
rzetelną nauką: geologią. Interesuję się petrografią, mineralogią, śladami
obróbki i narzędziami jakich można było użyć - typowe podejście inżynierskie.
Jeżeli coś mówię, to nikt nie jest w stanie udowodnić, że powiedziałem coś nie
tak. Podaję tylko fakty. Dlatego też obroniłem doktorat, jestem w gronie tych
akademickich naukowców i nie boję się tego mówić. Jeżeli chodzi o obróbkę
kamienia, to niedawno dowiedziałem się, że w najnowszych książkach na ten temat
napisane jest bardzo niewiele w porównaniu z publikacjami z lat wcześniejszych
np. z 2005 r. Kiedyś rozpisywano się na kilkunastu stronach, a dzisiaj? Raptem
pół strony! Obecnie podawane jest, że tylko za pomocą twardszych kamieni można
obrobić miększe. Tak więc na temat obróbki kamieni w starożytności nie jest
napisane w zasadzie nic. Dzieje się tak, ponieważ w cała sprawę archeologii
wmieszali się geologowie, którzy podważyli obowiązujące standardy naukowe. Za
20 lat zaczniemy się zastanawiać się nad tym głębiej. Teraz jeżeli wykraczasz
poza dogmaty naukowe jesteś nazywany wariatem.
…Geolog niejednokrotnie
podkreślał, że nie trzeba wcale podróżować po całym świecie, żeby odkryć ślady
po prehistorycznych, wyrafinowanych kulturach. Wiele śladów istnienia takich
cywilizacji mamy bowiem pod nosem! I Faktycznie zgadzam się z Panem Janem w
całej rozpiętości. Wystarczy tylko ( al bo aż dobrze patrzeć i trochę pomyśleć
… Pan Jan powiedział mi, że niektóre ślady (zdjęcia w linku) wskazują na to, że
wiertła używane przez nieznanych budowniczych nie miały charakteru stałego, a
ruchomy, co wykracza poza współczesne wyobrażenia inżynierów.” Podobne ślady na
kamieniach są również w Wielkiej Piramidzie i na płaskowyżu Gizy.
Film CZARNA PIRAMIDA I OTWARCIE PORTALU
Wywiad dla Radia Islanders zat.
"Bazaltowa piramida" w Gdyni...
Co wiemy o jeziorze Łebsko?
Wystarczy wpisać hasło w Google i
każdy może przeczytać wiele informacji na ten temat.
***
Gardno (dawniej Jezioro
Gardeńskie, kaszb. Gardno, niem. Garder See) – poligenetyczne jezioro
przybrzeżne położone na Wybrzeżu Słowińskim w województwie pomorskim. Od Morza
Bałtyckiego oddzielone jest piaszczystą mierzeją, przeciętą przepływającą przez
Gardno rzeką Łupawą. Ma powierzchnie 2469 ha i maksymalną głębokość 2,6 m. W
całości wchodzi w skład Słowińskiego Parku Narodowego. W obrębie akwenu jeziora
znajduje się rezerwat Wyspa Kamienna.
Obszar ochrony ścisłej Wyspa Kamienna
Rezerwat przyrody Wyspa Kamienna
– ścisły rezerwat faunistyczny obejmujący małą wysepkę na jeziorze Gardno na
obszarze Słowińskiego Parku Narodowego (o powierzchni 0,6 ha). Ochronie
rezerwatu podlegają miejsca lęgowe kormorana czarnego i mewy srebrzystej.
Najbliższe miejscowości to Rowy i Gardna Wielka.
Wypadek łódzkich harcerek w 1948
roku
18 lipca 1948 roku na jeziorze
miał miejsce wypadek, w którego wyniku utonęło 25 osób. Ofiarami były 22
nastoletnie harcerki z 15. Łódzkiej Drużyny Harcerskiej, organizatorka ich
obozu w Gardnie Wielkiej, żona przewoźnika, oraz miejscowa kobieta zatrudniona
w obozowej kuchni. Przyczyną była nieodpowiedzialność miejscowego przewoźnika,
który w dwóch łódkach (jedna z silnikiem, a druga na holu) mogących w sumie
pomieścić maksymalnie 21 osób, umieścił 40 osób.
„Stojąc nad Łebskiem lub Gardno w upalny
dzień, można przecierać oczy ze zdumienia. Po pierwsze tafla jeziora jest
niemal idealnie gładka, choć jezioro jest wielkie. Po drugie woda w nim jakoś
dziwnie żółta.
Ale co najdziwniejsze, za kurtyną
rozgrzanego powietrza drżącego w oddali widać niewysokie, ośnieżone… góry? Nieee.
To chyba niemożliwe. Góry nad morzem? W dodatku w śniegu?
…Skoro jesteśmy nad morzem, fakt
ten nie powinien tak bardzo dziwić. A jednak kraina rozciągająca się między
Łebą a Rowami to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na polskim wybrzeżu.
W ciągu jednej godziny można tu
przedzierać się przez bagna, znaleźć na środku pustyni i kąpać w wodzie to
słodkiej, to słonej. A czasami równocześnie w obu.
Jezioro Łebsko i położone kilka
kilometrów od niego Gardno, a także dwa małe jeziorka: Dołgie Duże i Dołgie
Małe, leżą na terenie zwanym Mierzeją Gardneńsko-Łebską.
Jeziora oddzielone są od morza
wznoszącymi się na pięćdziesiąt metrów górami piasku.
… Rowokół - Położone niedaleko
Bałtyku wzniesienie było w czasach pogańskich miejscem kultu Swarożyca – pana
słońca i ognia. Na szczycie góry Słowińcy palili nieustannie na jego cześć
ogień i składali ofiary ze zwierząt (….)
…To właśnie urok wiosek i osad
rybackich rozrzuconych wokół brzegów Łebska i Gardna przyciąga nielicznych
turystów. Kilka kilometrów stąd wrzawa na plaży, kakofonia dźwięków z
wykwitających sezonowo automatów do gry, wątpliwe aromaty spalonego oleju.
A tu spokojne i leniwe, jak
brzęczenie muchy w słoneczne południe, prawdziwe życie. Brukowane uliczki z
niskimi domkami rybackimi, małe ogródki z różowymi i białymi hortensjami,
delikatny zapach wędzonego węgorza, nieco zmurszałe drogowskazy szlaku
rowerowego „Kraina w kratę”, wolne pokoje i niższe ceny.
Wędrujące wydmy pokonują rocznie
dystans 510 metrów. Ten sam piasek, który spowodował powstanie jezior, za
jakieś 1000 lat je zasypie. Razem z otaczającymi je osadami.”
***
Tak to wygląda nad brzegiem jeziorem Gardno... „spokojnie i leniwie, jak brzęczące muchy w słoneczne południe….”. Muszę
się tam ponownie wybrać i popatrzeć na to tajemnicze jezioro. Tamten chłopak
jest już dorosłym facetem, wiele się nauczył oraz zrozumiał. Dostał szansę… Gdzie
jest ten chłopak? Może on zajmie się sprawą zatopionej piramidy z
poprzednich cywilizacji w jeziorze Gardno? Po mistrzowsku potrafił sterować
żaglami i mając już duże doświadczenie życiowe, równie po mistrzowsku potrafiłby
pokierować wyprawą poszukiwawczo- badawczą!
Ile tym razem trzeba będzie
zabrać kapoków??
Eleonora – Zofia Piepiórka
Gdynia – 08.01.2017r.
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.