Megality to starożytne wielkie kamienie, kamienne kręgi, piramidy. Tam też są miejsca anomalii magnetycznych.

niedziela, 8 stycznia 2017

Przygoda na jeziorze Gardno k/Łeby i tajemnica kamiennej wyspy…

Motto: Jeszcze jedna PIRAMIDA na terenie Pomorza!

Miałam 35 lat gdy rozpoczęłam samodzielne badania kamiennych kręgów, ale jednocześnie powoli odkrywałam niesamowitą tajemnicę ŚWIĘTEJ GÓRY w Gdyni, czyli zasypanej piramidy z Pierwszej Cywilizacji, a żyjemy w Czwartej Cywilizacji. Wyruszając przed laty na „wyprawę poszukiwawczo – badawczą” w nieznaną dla mnie dziedzinę, najpierw zbierałam wszelkie informacje, co pozwoliło mi rozpoznać czym naprawdę są kamienne kręgi, co kryją gdyńskie wzgórza oraz całe Pomorze. To co odkrywałam było sprzeczne z TEORIAMI i HIPOTEZAMI naukowymi oraz oficjalną historią Polski i Europy. Wszystko się mieszało – zacofana historia z archeologią z moimi dziwnymi wizjami oraz poszukiwaniami i odkryciami. Długo nie mogłam z tego błędnego koła wyjść, aż do czasu gdy zaczęłam odrzucać wszystko czego się uczyłam w szkole, a to co pozostało było niezwykłe, lecz wymagało badań interdyscyplinarnego zespołu. Gdy odważyłam się o tym mówić i pisać cała sprawa wzbudziła kontrowersje i wielkie awantury. Byłam atakowana i ośmieszana przez wszystkich, w tym przez psychotroników, którzy do mnie się zgłaszali. Okazało się, że chcieli wszystko wiedzieć, ale nie po to, aby to badać i współpracować, ale aby wykorzystać to dla własnych celów i korzyści, a w rezultacie ośmieszać moje badania i odkrycia. Musiałam odciąć się od wszystkich, aby nie dać się zmanipulować, bo o współpracy z nimi nie było mowy. Mówienie o tym co odkrywałam w kamiennych kręgach oraz we wzgórzach Gdyni oznaczało, że „wszystko widzący i wiedzący” psychotronicy ośmieszą to tak samo jak naukowcy broniący swoich zacofanych TEORI i HIPOTEZ. Czym są teorie i hipotezy doskonale wiecie, a jeżeli nie, to odsyłam do Internetu.
Po napisaniu i wydaniu pierwszej książki w 1998 roku zat. „Z pamiętnika jasnowidzącej … Tajemnice kamiennych kręgów” zgłosiło się do mnie bardzo dużo ludzi z całej Polski i z zagranicy. Najwięcej było psychotroników, którzy chcieli badać kamienne kręgi. Gdy z nimi rozmawiałam sprawiali wrażenie inteligentnych ludźmi, a przy tym byli psychotronikami, czyli wrażliwymi ludźmi! (Okazało się, że w czasie tych lat z badań najlepiej im wychodzą koncerty gongów tybetański i idiotyczne obrzędy i rytuały w kamiennych kręgach.)
Tak poznałam Izę J. i Tomasza G. z Krakowa. Zaprosili mnie do Krakowa i wyjechaliśmy na tygodniową wyprawę po Małopolsce. Kilka miesięcy później przyjechali do mnie do Gdyni, aby w czasie tygodnia zwiedzić Kaszuby i kamienne kręgi, które badałam w tym czasie.
Był maj 2000 rok… Pojechaliśmy do kamiennych kręgów w Odrach i Węsiorach, a następnie wybraliśmy się do Grzybnicy k/Koszalina. Przy okazji mieliśmy odwiedzić znajomą zainteresowaną moimi badaniami - panią Elżbietę S. Mieliśmy wspólnie zwiedzić jej okolicę oraz kamienne kręgi w Grzybnicy. Postanowiliśmy pojechać okrężną drogą przez Łebę, gdyż Iza i Tomek chcieli zobaczyć pustynię w Łebie. Przebywaliśmy kilka godzin na wydmach brnąc w miałkim piasku pustyni nad Morzem Bałtyckim

Wyjeżdżając z Łeby do Koszalina uzgodniliśmy, że gdzieś na trasie zjemy obiad. Mijaliśmy wioskę rybacką nad jeziorom Łebsko, gdy Iza na zakręcie zobaczyła szyld - „Zajazd pod diabelskim kamieniem”.  
 – To coś dla Zosi. Tutaj zjemy obiad, a potem zobaczymy ten „diabelski kamień”.
Czytali moje artykuły w magazynie „Czas UFO” stąd wiedzieli, że badam również tzw. „diabelskie i święte kamienie”. Córka właścicieli zajazdu zaprowadziła nas do „diabelskiego kamienia” i mimochodem wspomniała o kamiennej wyspie na jeziorze oraz związanej z tym miejscem legendzie. Zaintrygowała nas ta historia, ale jak tam się dostać? Dziewczyna powiedziała, że zna chłopaka, który ma małą żaglówkę i może nas tam zawieźć. Poszła po niego, a my w tym czasie badaliśmy wielki głaz leżący w szuwarach nad brzegiem jeziora.
Kamień był duży, w kształcie spłaszczonego trójkąta, w środku był wyższy - ok. 1m i ok. 4 m szerokości. Na jednej trzeciej długości kamienia było duże pęknięcie. Na jego środku była zamocowana kotwica z metalową długą rurą. Na kamieniu były widoczne różne znaki, które wymagały analizy i czasu. Sprawdziliśmy częstotliwość promieniowania, czyli kolor w widmie światła białego oraz wir. Wir był prawy (blokujący), a kolor śliwkowy. W jednym miejscu wyczuwałam wyraźne impulsy, co oni również potwierdzili. Z moich badań tego typu kamieni oraz kamiennych kręgów wiedziałam, że jest tam dużej mocy implant. Kamień należał do tzw. „sieci diabelskich kamieni” wg. planu dr Jana Pająka.
Nie było czasu na dalsze badania, gdyż ścieżką z góry nadchodziła dziewczyna z chłopakiem. Przedstawił się i zaoferował nam przejazd swoją żaglówką do kamiennej wyspy na środku jeziora. Opowiedział nam legendę o zaklętym zamku, po którym pozostała kupa kamieni. Zainteresowało nas to i chcieliśmy zobaczyć te kamienie, ale ponieważ śpieszyliśmy się do Koszalina, więc umówiliśmy się  następnego dnia przy drewnianym pomoście o godz. 15.00.  
Przyjechaliśmy przed czasem, chłopak czekał na pomoście, przy którym cumowała mała żaglóweczka. Obok stał starszy mężczyzna i bacznie się nam przyglądał. Tomek z Izą od razu weszli do łodzi, ale ja długo patrzyłam na spokojne jezioro, na odległe białe wzgórz Pustyni Łebskiej, a potem na małą łódź.
- Wsiądę jak dostanę 5 kapoków – powiedziałam z powagą.
Wszyscy ryknęli śmiechem, a najgłośniej śmiał się 19-letni kapitan.
- A po co pani 5 kapoków? – zapytał ze śmiechem rozglądając się wokoło jakby szukał ukrytych pasażerów.
- Dla mnie – odpowiedziałam z całą powagą, ale z nutą humoru, bo przecież wszyscy wiedzieliśmy, że nie założyłabym pięciu kapoków! Chciałam w ten sposób pokazać, że czuję poważne zagrożenie.  Mój brat utonął więc w tajemnicy przed matką uczyłam się pływać na basenie „ARKI” w Gdyni. Ale co innego basen, a co innego wielkie wzburzone jezioro o średnicy kilku kilometrów!
- Nie umiem dobrze pływać, a to jezioro jest niebezpieczne. Dno jeziora jest na 2 -3 m w głąb muliste od piasku z wydm i każdy kto wpadnie nawet na brzegu nie wyjdzie o własnych siłach. Czy nie słyszał pan o tym, że tutaj przed laty przy brzegu utonęło 17 harcerek? Przy kościele widzieliśmy dwie tablice z ich nazwiskami! 
Wszyscy spoważnieli, a młody kapitan poszedł do pobliskiej szopy i przyniósł 3 kapoki. Bez słowa podał mi największy. Zapytałam - jak długo potrwa nasza wyprawa? Czy mamy zabrać wodę i prowiant? Młody kapitan odpowiedział:  Przy dobrym wietrze wrócimy za ok. 45 minut. Wsiadłam z dziwnym oporem, a on natychmiast podniósł żagiel i ruszyliśmy z lekkim wiatrem do oddalonej ok. 2-3 km kamiennej wyspy na środku jeziora. Pokazał nam gdzie nad brzegiem jeziora znajdują się obozy – od wschodu obóz botaników, a od zachodu baza płetwonurków. Na północy było Morze Bałtyckie połączone z jeziorem rzeką. Opowiadał nam o jeziorze różne ciekawostki. Dopłynęliśmy do kamiennej wyspy na której siedziały czarne ptaszyska – kormorany oraz białe mewy. Była to dla nich wymarzona przystań. Najbardziej  zaskoczyło mnie to, że wszystkie kamienie, które wystawały ok. 2 metry ponad lustro wody były czarne. Mógł to być ich naturalny kolor lub z powodu wodorostów, które je od setek  lat pokrywały. Zwróciłam im na to uwagę i okrążając kamienną wyspę wypatrywaliśmy jasnych kamieni. Szerokość kamiennej wyspy ma chyba ok. 20 metrów. Nasz młody kapitan mówił, że w czasie sztormów woda zalewa kamienną wyspę, która staje się wówczas niewidoczna i przez to niebezpieczna dla żeglarzy.

Żagiel łopotał na wietrze, gdy okrążaliśmy wyspę trzy razy, Tomek robił zdjęcia, a gdy mieliśmy dość wrażeń ruszyliśmy z powrotem do brzegu. Byliśmy może w odległości ok. 100 metrów od wyspy gdy nagle jakby ktoś pstryknął palcami, wiatr ucichł i staliśmy na środku jeziora na gładkiej zielonkawej tafli jeziora. Okazało się, że na łodzi nie ma wioseł więc mogliśmy tylko czekać na wiatr, który nie wiadomo kiedy zawieje! Żar lał się z nieba, a my bez kropli wody do picia, bo przecież wyprawa miała trwać 45 minut. Co tu robić? Dlaczego musimy akurat w tym miejscu stać?!
Zastanawiałam się co jest pod nami? Iza i Tomek byli psychotronikami więc zadałam im to pytanie i prosiłam aby sprawdzili co tam jest. Kilka minut trwali w milczeniu. Powiedzieli, że coś jest pod dnem jeziora, chyba jakaś baza… 
- Czyja baza? – zapytałam.
Nie wiedzieli czyja, ale coś nas tu trzyma.
- Tu jest baza kosmiczna szaraków. Coś nam szykują… - powiedziałam w zamyśleniu.
Rozmawialiśmy o tym chwilę, ale oni, w przeciwieństwie do mnie, nie bardzo tym się zainteresowali.  Świadomość tego co tam jest wzbudziła we mnie czujność. Ale było tam coś jeszcze…
- Wiecie co tam jest...? Piramida…
Sama byłam zdumiona i nie wiedziałam co o tym myśleć. (Było to blisko 17 lat temu!) Tomek patrzył na mnie ze śmiechem i grymasem na ustach, jakby chciał powiedzieć: głupoty gadasz!
 – Eee… to niemożliwe! – skwitowała to Iza.
Nie rozmawialiśmy już na ten temat i siedzieliśmy w milczeniu znużeni upałem. Ja rozglądałam się i zastanawiałam się czy są tam jakieś inne bazy OBCYCH. Wyszło mi że tak…  Co knują szaraki i inne gadziny? Zastanawiałam się wówczas, czy te kamienie mają implanty, tak jak tzw. „diabelskie lub święte kamienie”? Tak minęło ok. 1,5 godziny…
 Młody kapitan przysłuchiwał się naszym rozmowom, ale potem znudzony bezruchem nagle wstał, wyrzucił linę za burtę i nagle bez uprzedzenia wskoczył do wody. Pływał ok. 10 minut i już dosięgał liny za burtą, aby podciągnąć się do łodzi, gdy nagle zerwał się wiatr, żagiel wydął się jak balon i pomknęliśmy jak sto koni!  W czasie minuty byliśmy ok. 100 metrów dalej, fale zrobiły się groźne, a głowa chłopaka była już ledwie widoczna.
Łódź mknęła z zawrotna prędkością, a my nadal siedzieliśmy w osłupieniu. Zobaczyłam ich blade twarze wpatrzone we mnie, tak jakby czekali na to, że ja coś zrobię. Nikt z nas nie był żeglarzem i nie potrafiliśmy pływać tak jak ten chłopak. Nie przepłyniemy 2-3 km wśród wzburzonych fal. Były małe szanse, że dotrzemy do brzegu bez wywrotki łodzi. Obok nas leżały wyśmiane kapoki, które nagle okazały się bardzo ważne i potrzebne. Tylko kto nas wyłowi i co z chłopakiem? W sytuacji śmiertelnego zagrożenia czułam spokój i opanowanie…
Rozejrzałam się po jeziorze i oceniłam sytuację. W czasie kilku sekund analizowałam naszą sytuację i zastanawiałam się co możemy zrobić? Oni patrzyli na mnie jakby czekali na to co powiem i jak się zachowam.
- Musimy wrócić po chłopaka, bo on się utopi, a my sami bez niego nie damy rady dopłynąć tą łodzią. Czy ktoś z was wie jak to się hamuje? (Mówiąc to przebierałam nogami jakbym hamowała w samochodzie!)
 - Trzeba zdjąć żagiel – odpowiedział Tomek.
- A jak zdjąć tą szmatę?!
Tomek badawczo patrzył na maszt, po chwili odwiązał jakąś linę i żagiel spadł na pokład. Żaglówka gwałtownie wyhamowała niebezpiecznie kołysząc się na wzburzonych falach.
- A teraz zawracamy po niego. Tomek skręć tą wajchę z tyłu!
- A w którą stronę skręcić? – zapytał.
- Wszystko jedno!
- Ale w którą stronę mam skręcić?! – zapytał ponownie.  
Popatrzyłam na niego zdziwiona i nagle zdałam sobie sprawę, że on uznał mnie za dowódcę w tej krytycznej sytuacji i czekał na precyzyjne polecenia. Iza w czasie tych kilku minut rozpaczliwej akcji  nie powiedziała ani słowa.
- No dobra, skręcaj w prawo! Kieruj tak, aby podpłynąć jak najbliżej chłopaka, będziemy krążyć wokół niego, a ja jemu rzucę linę.
Żaglówka zawracała, a my wypatrywaliśmy jego głowy pośród fal. Zobaczył nas, zrozumiał co chcemy zrobić i pokiwał ręką. Gdy się zbliżyliśmy wstałam, podniosłam zwiniętą linę leżącą na pokładzie i wyrzuciłam ją w stronę chłopaka. Nie złapał jej, gdyż byliśmy za daleko, więc jeszcze raz go okrążyliśmy, a ja w tym czasie szybko zwijałam linę. Gdy był blisko wyrzuciłam ją ponownie, zdążył ją złapać, szybko podciągał się do łodzi i zwinnie wskoczył na pokład. Stał chwilę patrząc przed siebie,  blady i w szoku.
 – Dziękuję że mnie nie zostawiliście – powiedział nie patrząc na nas.
 Podszedł do masztu, podniósł żagiel, a potem sterował żaglem po prostu po mistrzowsku! Musiał myśleć o tym co się zdarzyło, gdyż po długiej chwili patrząc na nas powiedział:
- Ja tutaj nie raz z kolegami skakałem z łodzi i pływaliśmy, a za łodzią ciągnęła się lina, której się trzymaliśmy aby wejść na pokład. Nigdy nie zdarzyła nam się taka sytuacja.
Patrzył na mnie i widać było na jego twarzy wstyd i zażenowanie, gdyż wiedział, że nie umiemy sterować łodzią i nie umiemy pływać, ale poradziliśmy sobie i to my go ratowaliśmy. Wiedział, że to  ja domagałam się pięciu kapoków, a oni śmieli się ze mnie…
Wiał silny wiatr, była duża fala - „czwórka”, a on kierował tak, że płynęliśmy na grzbietach fal „slalomem gigantem” w ciszy i skupieniu. Była coraz większa bryza i byliśmy mokrzy, ale nam to nie przeszkadzało, bo szczęśliwie wracaliśmy do brzegu. Po mistrzowsku zacumował przy pomoście, na którym czekał ten sam starszy mężczyzna, ale młody kapitan zanim wstał odwrócił się do nas i z powagą powiedział:
- Dziękuję, że mnie nie zostawiliście. Mam prośbę, nie mówcie kierownikowi co zrobiłem, bo straciłbym licencję. (Wiedział, że mógł tam utonąć! Zrozumiał, na co nas naraził, ale co powiedział kierownikowi możemy się tylko domyśleć! Jakaś „blondynka” wypadła za burtę! Ja wówczas byłam brunetką. Teraz już mocno posiwiałam, bo czas i życie pędzi jak łódź z wydętym żaglem na wzburzonym jeziorze…)  Odpowiedzieliśmy jemu, że nic nie powiemy.
- A co tam się stało na jeziorze? – z powagą zapytał kierownik, gdy wysiadaliśmy z łodzi.
Nic nie odpowiedzieliśmy. Chłopak był bardzo młody, mógł być moim synem i dużo musiał się jeszcze nauczyć. Wybierał się na studia do Akademii Morskiej. Podziękowaliśmy za wycieczkę i pożegnaliśmy się z nimi.
Tego dnia mieliśmy dość wrażeń… Wsiedliśmy do samochodu i spragnieni najpierw napiliśmy się wody, a potem w ciszy ruszyliśmy w kierunku Gdyni. Dopiero za Lęborkiem zaczęliśmy rozmawiać o tym co tam się zdarzyło. Zdaliśmy sobie sprawę jak niewiele brakowało, abyśmy wszyscy zginęli. I nieważne było, że żagiel nazwałam szmatą, bo w tym momencie to nie było ważne, gdyż oni i tak zrozumieli co miałam na myśli. Wspominając to później śmieliśmy się wszyscy….

WNIOSKI

To co się zdarzyło na jeziorze zainteresowało kierownika, który jak się okazało cały czas obserwował nas z pomostu. Prawdopodobnie również obserwowali nas płetwonurkowie oraz botanicy, których widzieliśmy na brzegu jeziora. Nasza żaglówka była jedyną, który wtedy była na jeziorze. Sądzę, że oni  wiedzieli o anomaliach na jeziorze i o wielu historiach, jak również o tragediach, które tutaj się zdarzały. Nie mogliśmy o tym porozmawiać z kierownikiem, gdyż obiecaliśmy to młodemu kapitanowi. To, że wyszliśmy z tego cało, to cud, bo w takich sytuacjach zdarzało się, że doświadczeni żeglarze ginęli, a co dopiero tacy amatorzy jak my. Widocznie mieliśmy przeżyć, zapamiętać oraz coś zrozumieć. Co zrozumieli Iza i Tomek z tej dziwnej „przygody”? Nic nie zrozumieli! Zapomnieli o mnie i o moich badaniach…
Co ja zrozumiałam?
Silne wrażenia i realne zagrożenie życia nie pozwalało mi o tym zapomnieć. Dzisiaj wiem, że w jeziorze Gardno jest piramida, zasypana piaskiem pustyni i zalana wodami jeziora, jako artefakt z poprzednich cywilizacji, ale OBCY strzegą tej tajemnicy… To co się tam zdarzyło, było dla mnie ostrzeżeniem i wskazówką.
Cyt. „Najbardziej zaskoczyło mnie to, że wszystkie kamienie, które wystawały ok. 2 metry ponad lustro wody były czarne. Mogły mieć taki naturalny kolor lub były pokryte wodorostami i mszakami. Oglądałam je dokładnie aby znaleźć jakiś jasny kamień. Szerokość kamiennej wyspy ma chyba ok. 20 metrów. Nasz młody kapitan mówił, że w czasie sztormów woda zalewała kamienną wyspę, która staje się niewidoczna i przez to niebezpieczna dla żeglarzy.”
Jeżeli kamienna wyspa wystawała ok. 2 lub więcej metrów z wody to ile metrów sięgała w głąb jeziora? Jezioro jest płytkie - średnia głębokość 2,6 m. Jaka jest głębokość jeziora przy kamiennej wyspie tego nie wiem, ale załóżmy że 2 m. To daje ok. 4 m wysokości kamiennej konstrukcji.  Dno jest pokryte piaskiem zwiewanym z wydm miejscami do ok. 3 m. Dodajmy + 3m = ok. 7m. Tyle wystaje kamienna wyspa z dna jeziora. Czy jest możliwe, że jest dużo większa i ma kilkadziesiąt metrów lub nawet kilkaset metrów wysokości? Jak najbardziej… lecz ja tym nigdy nie będę się zajmować. Tym muszą zająć się płetwonurkowie oraz geolodzy, którzy pobiorą próbki z kamieni i je zbadają. Fizycy muszą zbadać pole magnetyczne i inne sprawy wokół kamiennej wyspy. Trzeba prześwietlić dno jeziora i zobaczyć co tam jest…
Wokół kamiennej wyspy jest pas anomalii, który powoduje, że nagle staje się cisza. W naszym przypadku dziwnym zbiegiem okoliczności wyglądało to tak, jakby ktoś czekał, aż któreś z nas wyskoczy z łodzi, aby się ochłodzić i gdy miał już złapać linę i wejść na pokład nagle powiał gwałtowny wiatr, łódź  się rozpędziła i z niesamowitą prędkością oddalała się od tego miejsca, a osoba pływająca pozostała na wzburzonym jeziorze, gdzie dno jest muliste. Gdyby ten chłopak tam utonął, to mulisty piasek pochłonął by ciało jak bagno. Nie dość złośliwości „natury” albo raczej szarych ufoludków! My siedząc na pędzącej łodzi, nie znając się na sterowaniu żaglówki, wiedzieliśmy, że bez sternika nie dopłyniemy do brzegu bez wywrotki. Nie umieliśmy pływać na tyle, aby pokonać taką odległość na wzburzonym jeziorze. Jedynym ratunkiem były wyśmiane kapoki…
W sytuacji śmiertelnego zagrożenia czułam spokój i opanowanie. Iza i Tomek patrzyli na mnie i widzieli że jestem spokojna, dlatego wyszliśmy z tej „przygody” cało.

Co nam pokazała kamienne wyspa?
Była to lekcja pokory i myślenia o tym co kryje ta legendarna kamienna wyspa. Legendy są ważną wskazówką, ale najważniejsze są badania. Żyjemy w XXI wieku, a nie w Średniowieczu i trzeba to badać współczesnymi metodami. Jeżeli jest tam bazaltowa piramida, to ona działa…
 Iza i Tomek nie zrozumieli, że to była ważna lekcja i wskazówka dla nas… Oni to zlekceważyli, ale ja to zapamiętałam i dlatego teraz o tym piszę, gdyż ma to doniosłe znaczenie. Ma to związek z BAZALTOWĄ PIRAMIDĄ W GDYNI i tylko w tym kontekście można zrozumieć czym jest kamienna wyspa w jeziorze Łebsko. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, bo bazaltową piramidą zajęłam się kilka lat później, po nagłośnieniu sprawy zasypanej piramidy w Świętej Górze w Gdyni.

Czym jest BAZALTOWA PIRAMIDA w Gdyni?
Pisałam na ten temat obszerny artykuł…
http://wszechocean.blogspot.com/2016/02/bazaltowa-piramida-w-gdyni-jaka-bedzie.html
http://wszechocean.blogspot.com/2016/02/bazaltowa-piramida-w-gdyni-2.html
http://wszechocean.blogspot.com/2016/02/podsumowanie-rozwoj-wokien-bazaltowych.html
oraz
Cz.1 https://www.facebook.com/notes/eleonora-zofia-piepi%C3%B3rka/bazaltowa-piramida-w-gdyni-jaka-b%C4%99dzie-przysz%C5%82o%C5%9B%C4%87-cywilizacji-cz1/1308422422516960
Cz.2 https://www.facebook.com/notes/eleonora-zofia-piepi%C3%B3rka/bazaltowa-piramida-w-gdyni-jaka-b%C4%99dzie-przysz%C5%82o%C5%9B%C4%87-cywilizacji-cz2/1308433985849137

FRAGMENTY  - „CZARNA PIRAMIDA w Gdyni!

„Ta piramida to zaledwie „czubek góry lodowej”! Wiem, że na Ziemi jest ich dużo więcej i są ustawione w strategicznych miejscach, ale od czegoś trzeba zacząć. Naukowcy zaczynają swoje badania od hipotez i TEORII, które są podstawą do poszukiwań, badań i analiz. Ja zaczynam od opisu wizji i snów, które traktuję jako moje TEORIE, gdyż są inspiracją do myślenia, poszukiwań, badań i analiz. Pierwsze wizje i sny dotyczące czarnej piramidy były dziewięć lat temu (2007 rok) i powtarzały się, a to oznaczało, że jest to bardzo ważna sprawa i miałam się na tym skupić.  Opis wizji w linkach powyżej.
„….Przeanalizuję pierwszą cześć wizji gdyż jest najważniejsza.
„Patrzyłam z dużej wysokości na coś co przypominało małą czarną bryłę lub skałę połyskującą w blasku słońca. Zastanawiałam się co to jest?” Perspektywa z jakiej patrzyłam symbolizuje odległy czas w zamierzchłej przeszłości cywilizacji. Wiem, że żyjemy w Czwartej Cywilizacji, a więc odległa perspektywa wskazuje na Pierwszą – najstarszą cywilizację CZŁOWIEKA. Kolejne zbliżenia wskazują następne cywilizacje. To na co patrzyłam wydawało się bardzo odległe, małe i przypominało  bryłę czarnego węgla lub czarny kamień.
 „Obraz się zbliżył i zobaczyłam geometryczny zarys przypominający małą czarną piramidę stojącą na jasnej pustyni. Gdy się jej przyglądałam była aksamitnie czarna i błyszcząca jakby była pokryta jakąś błyszczącą okładziną.”
W wizji znowu pojawia się zbliżenie czyli czas kolejnej cywilizacji. Piramida w wizji stała na pustyni tak jak piramida w Gizie. W naszej cywilizacji na tym terenie (GDYNIA) nie ma pustyni, jest Morze Bałtyckie, które wg geologów powstało 6 tysięcy lat temu, a Gdynia jest pełna wzgórz. Czy oznacza to iż zanim powstało morze na tych terenach była pustynia oraz była inteligentna cywilizacja, która zbudowała tę czarną piramidę? Ale w jakim celu? No chyba nie jako grobowiec lub świątynię - jak chcą naukowcy?!
… Kolejna cywilizacja… „Obraz się przybliżył i zobaczyłam ją z bliska. Stałam u jej podstawy. Jej kształt przypominał piramidę Cheopsa w Egipcie, ale ta w wizji była z czarnych, dużych bloków i miałam wrażenie, że jest dużo wyższa. Zrobiła na mnie niesamowicie wrażenie, gdyż w rzeczywistości nigdy nie widziałam czarnej piramidy. Długo na nią patrzyłam tak jakbym miała dobrze zapamiętać każdy szczegół. W wizji przyglądałam się z bliska czarnym blokom skalnym. Wszystkie były duże, prostokątne i doskonale dopasowane. Żaden czarny blok nie był uszkodzony (tak jak to jest w przypadku Wielkiej Piramidy). Czubek piramidy był wyraźnie widoczny, ale czarna piramida była bez okładziny z płyt.” Oznacza to, że była to już kolejna cywilizacja na tym terenie, która przeminęła, a ja w wizji stałam u jej podstawy, tak jak miliony ludzi stoi z podziwem patrząc na Wielką Piramidę w Gizie. W rzeczywistości czarnej piramidy nikt nie widział, bo została zasypana i zalana w czasie ostatniego  kataklizmu na naszym terenie.
… Analizując wizję czarnej piramidy dochodzę do istoty sprawy.  „Kolor i struktura bloków przypominała czarny wulkaniczny bazalt. Pomyślałam - skąd budowniczowie wzięli takie ilości bazaltu?! Gdy obraz się zbliżył, zobaczyłam, że wszystkie bloki były porowate jak pumeks. Co to właściwie jest?! Jak oni to zrobili? Miałam wrażenie jakby ta piramida stała tutaj zapomniana od tysięcy lat. Ale gdzie ona jest?”
… W świetle tych informacji Czarna Bazaltowa Piramida jest niezniszczalna. Czy w zamyśle budowniczych miała przetrwać wszelkie kataklizmy, aż do naszych czasów? Co ukrywa i skutecznie izoluje CZARNA PIRAMIDA? Jest bezcenna… To wynika z wizji.”

Petrogeolog dr F. Zalewski z Krakowa
Jest jedynym specjalistą od piramid w Polsce. W czerwcu 2016 roku podczas wykładu w Gdańsku wyjaśniał w jaki sposób badał piramidy w Gizie i jak długo bronił swojej pracy doktorskiej na AGH. Swoją wieloletnią pracą udowodnił, że piramida w Gizie została zbudowana przez wysoko rozwinięte technicznie cywilizacje, a nie przez prymitywne cywilizacje - jak chcą egiptolodzy! Za te badania jest znienawidzony w środowisku naukowym, gdyż obala dotychczasowe TEORIE i HIPOTEZY NAUKOWE o prehistorii Ziemi i ludzi.
„Piramidy pod mikroskopem  - geolog dr Franc Zalewski wykład w GDAŃSKU
Około 13 000 lat temu w Gdyni...

Fragmenty z wywiadu…
https://lukaszkulak92.wordpress.com/2015/12/12/zaawansowana-cywilizacja-z-krakowa/
cyt. „Pan Jan po wieloletnich badaniach w różnych miejscach świata m.in.: na kontynencie europejskim, afrykańskim i amerykańskim doszedł do wniosku, że w czasach prehistorycznych na Ziemi istniała globalna cywilizacja, którą ostatecznie unicestwiła katastrofa na skalę kosmiczną ok. 13 000 lat temu (dokładnie wg. geologa 12 760 lat temu, młodszy dryas). Chcąc dowiedzieć się nieco więcej zapytałem, co właściwie przemawia za prehistoryczną, globalną katastrofą?
- Wszystko. Katastrofa to ślady zapisane geologicznie. Rozpocząłem swoje badania w Egipcie i kontynuowałem je dalej w Polsce i Stanach Zjednoczonych. Identyczna kwestia dotyczy znaków istnienia zaawansowanych cywilizacji w prehistorii, które możemy odnaleźć nawet w Polsce.
– Rozumiem, że katastrofa miała charakter globalny?
– Oczywiście. Sądząc po śladach, które odnalazłem w 2003, 2004, 2005 i 2006. Po wielu latach pracy w 2010 roku Amerykanie odnaleźli ślady katastrofy na terenie USA w Karolinie Północnej, gdzie znajduje się pole kraterów meteorytowych, które datowali na 12 800 lat. Od 3 – 5 lat na całym świecie zaczęła się pojawiać ta data na konferencjach naukowych, choć nigdy wcześniej nikt nie wspominał o tak katastrofalnym wydarzeniu na skalę globalną w tym czasie. Kiedy pojechałem na konferencję młodych egiptologów i powiedziałem, że kataklizm miał miejsce ok. 13 000 lat temu, to od tamtej pory nikt nie przyjmuje moich referatów. Chodzi o to, że nikt nie chce o tym słyszeć, ponieważ to podważa wszystkie badania. Dowodów naukowych potwierdzających katastrofę nie da się nigdzie opublikować. Jednak od pewnego czasu ludzie zaczęli dostrzegać, że jednak coś w tym wszystkim jest. Amerykanie potwierdzili moje przypuszczenia dotyczące kataklizmu i próbowali opublikować swoje badania w 2009 roku w „Science”. Okazało się, że sztuka ta jest niemożliwa. Wobec tego spróbowali swoich sił w rosyjskim czasopiśmie naukowym i odtąd wszyscy zaczęli datować, że katastrofa wydarzyła się 10, 12 tysięcy lat temu. Ja mówię konkretnie: katastrofa ta, wydarzyła się 12 760 lat temu, wiosną.
 – Jeżeli zdawał sobie Pan sprawę z podejścia akademickich naukowców do tych tematów, co skłoniło Pana, by pozostać przy swoim?
– Ponieważ to są rzeczy oczywiste, których nie da się inaczej interpretować. Ja się tego nie boję. Męczyłem się tak jak inni ludzie, byłem różnie nazywany. Dlatego zajmuję się rzetelną nauką: geologią. Interesuję się petrografią, mineralogią, śladami obróbki i narzędziami jakich można było użyć - typowe podejście inżynierskie. Jeżeli coś mówię, to nikt nie jest w stanie udowodnić, że powiedziałem coś nie tak. Podaję tylko fakty. Dlatego też obroniłem doktorat, jestem w gronie tych akademickich naukowców i nie boję się tego mówić. Jeżeli chodzi o obróbkę kamienia, to niedawno dowiedziałem się, że w najnowszych książkach na ten temat napisane jest bardzo niewiele w porównaniu z publikacjami z lat wcześniejszych np. z 2005 r. Kiedyś rozpisywano się na kilkunastu stronach, a dzisiaj? Raptem pół strony! Obecnie podawane jest, że tylko za pomocą twardszych kamieni można obrobić miększe. Tak więc na temat obróbki kamieni w starożytności nie jest napisane w zasadzie nic. Dzieje się tak, ponieważ w cała sprawę archeologii wmieszali się geologowie, którzy podważyli obowiązujące standardy naukowe. Za 20 lat zaczniemy się zastanawiać się nad tym głębiej. Teraz jeżeli wykraczasz poza dogmaty naukowe jesteś nazywany wariatem.
…Geolog niejednokrotnie podkreślał, że nie trzeba wcale podróżować po całym świecie, żeby odkryć ślady po prehistorycznych, wyrafinowanych kulturach. Wiele śladów istnienia takich cywilizacji mamy bowiem pod nosem! I Faktycznie zgadzam się z Panem Janem w całej rozpiętości. Wystarczy tylko ( al bo aż dobrze patrzeć i trochę pomyśleć … Pan Jan powiedział mi, że niektóre ślady (zdjęcia w linku) wskazują na to, że wiertła używane przez nieznanych budowniczych nie miały charakteru stałego, a ruchomy, co wykracza poza współczesne wyobrażenia inżynierów.” Podobne ślady na kamieniach są również w Wielkiej Piramidzie i na płaskowyżu Gizy.

Film CZARNA PIRAMIDA I OTWARCIE PORTALU
Wywiad dla Radia Islanders zat. "Bazaltowa piramida" w Gdyni...

Co wiemy o jeziorze Łebsko?
Wystarczy wpisać hasło w Google i każdy może przeczytać wiele informacji na ten temat.
***
Gardno (dawniej Jezioro Gardeńskie, kaszb. Gardno, niem. Garder See) – poligenetyczne jezioro przybrzeżne położone na Wybrzeżu Słowińskim w województwie pomorskim. Od Morza Bałtyckiego oddzielone jest piaszczystą mierzeją, przeciętą przepływającą przez Gardno rzeką Łupawą. Ma powierzchnie 2469 ha i maksymalną głębokość 2,6 m. W całości wchodzi w skład Słowińskiego Parku Narodowego. W obrębie akwenu jeziora znajduje się rezerwat Wyspa Kamienna.
Obszar ochrony ścisłej Wyspa Kamienna
Rezerwat przyrody Wyspa Kamienna – ścisły rezerwat faunistyczny obejmujący małą wysepkę na jeziorze Gardno na obszarze Słowińskiego Parku Narodowego (o powierzchni 0,6 ha). Ochronie rezerwatu podlegają miejsca lęgowe kormorana czarnego i mewy srebrzystej. Najbliższe miejscowości to Rowy i Gardna Wielka.
Wypadek łódzkich harcerek w 1948 roku

18 lipca 1948 roku na jeziorze miał miejsce wypadek, w którego wyniku utonęło 25 osób. Ofiarami były 22 nastoletnie harcerki z 15. Łódzkiej Drużyny Harcerskiej, organizatorka ich obozu w Gardnie Wielkiej, żona przewoźnika, oraz miejscowa kobieta zatrudniona w obozowej kuchni. Przyczyną była nieodpowiedzialność miejscowego przewoźnika, który w dwóch łódkach (jedna z silnikiem, a druga na holu) mogących w sumie pomieścić maksymalnie 21 osób, umieścił 40 osób.
„Stojąc nad Łebskiem lub Gardno w upalny dzień, można przecierać oczy ze zdumienia. Po pierwsze tafla jeziora jest niemal idealnie gładka, choć jezioro jest wielkie. Po drugie woda w nim jakoś dziwnie żółta.
Ale co najdziwniejsze, za kurtyną rozgrzanego powietrza drżącego w oddali widać niewysokie, ośnieżone… góry? Nieee. To chyba niemożliwe. Góry nad morzem? W dodatku w śniegu?
…Skoro jesteśmy nad morzem, fakt ten nie powinien tak bardzo dziwić. A jednak kraina rozciągająca się między Łebą a Rowami to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na polskim wybrzeżu.
W ciągu jednej godziny można tu przedzierać się przez bagna, znaleźć na środku pustyni i kąpać w wodzie to słodkiej, to słonej. A czasami równocześnie w obu.
Jezioro Łebsko i położone kilka kilometrów od niego Gardno, a także dwa małe jeziorka: Dołgie Duże i Dołgie Małe, leżą na terenie zwanym Mierzeją Gardneńsko-Łebską.
Jeziora oddzielone są od morza wznoszącymi się na pięćdziesiąt metrów górami piasku.
… Rowokół - Położone niedaleko Bałtyku wzniesienie było w czasach pogańskich miejscem kultu Swarożyca – pana słońca i ognia. Na szczycie góry Słowińcy palili nieustannie na jego cześć ogień i składali ofiary ze zwierząt (….)
…To właśnie urok wiosek i osad rybackich rozrzuconych wokół brzegów Łebska i Gardna przyciąga nielicznych turystów. Kilka kilometrów stąd wrzawa na plaży, kakofonia dźwięków z wykwitających sezonowo automatów do gry, wątpliwe aromaty spalonego oleju.
A tu spokojne i leniwe, jak brzęczenie muchy w słoneczne południe, prawdziwe życie. Brukowane uliczki z niskimi domkami rybackimi, małe ogródki z różowymi i białymi hortensjami, delikatny zapach wędzonego węgorza, nieco zmurszałe drogowskazy szlaku rowerowego „Kraina w kratę”, wolne pokoje i niższe ceny.
Wędrujące wydmy pokonują rocznie dystans 510 metrów. Ten sam piasek, który spowodował powstanie jezior, za jakieś 1000 lat je zasypie. Razem z otaczającymi je osadami.”
***
Tak to wygląda nad brzegiem jeziorem Gardno... „spokojnie i leniwie, jak brzęczące muchy w słoneczne południe….”. Muszę się tam ponownie wybrać i popatrzeć na to tajemnicze jezioro. Tamten chłopak jest już dorosłym facetem, wiele się nauczył oraz zrozumiał. Dostał szansę… Gdzie jest ten chłopak? Może on zajmie się sprawą zatopionej piramidy z poprzednich cywilizacji w jeziorze Gardno? Po mistrzowsku potrafił sterować żaglami i mając już duże doświadczenie życiowe, równie po mistrzowsku potrafiłby pokierować wyprawą poszukiwawczo- badawczą!
Ile tym razem trzeba będzie zabrać kapoków??

Eleonora – Zofia Piepiórka

 Gdynia – 08.01.2017r.

Brak komentarzy: